GUS

Dane GUS są nadwyraz niepewne i ich jakość może wpędzić Polskę w głęboki kryzys

Jechałem ostatnio taksówką na Słowacji. Taksówkarz stwierdził, indagowany o ocenę sytuacji gospodarczej, że w jego opinii panuje „czarny kryzys” i musi dopłacać do swojego biznesu.

Jako ekonomiści nie mamy dostępu do wiarygodnych polskich danych makroekonomicznych. Wielokrotnie przypominałem, że polski urząd statystyczny jest po prostu bezpośrednio podległy pod urząd premiera. Taka sytuacja występowała np. w Grecji przed kryzysem, która także wówczas pokazywana była jako zielona wyspa w morzu kryzysu. Zmiana instytucjonalna odebrała premierowi tego kraju całkowity wpływ na treści danych statystycznych, i Grecja przestała być „Zieloną Wyspą”.

Sądząc z publicznych danych statystycznych, Polska jest nadal „Zieloną Wyspą” choć jej kolor blaknie.

Dla wielu dziennikarzy jakoś trudne do zrozumienia są takie terminy jak „instytucjonalna niezależność” urzędu zbierającego dane statystyczne. Obecna sytuacja w Polsce pasuje w pewnym stopniu do stwierdzenia, że za dane statystyczne odpowiada rzecznik rządu. To sytuacja w której politycy sami sobie wystawiają oceny. Z historii gospodarczej wiemy, że tego typu uwarunkowania instytucjonalne mogą skończyć się spektakularnym kryzysem w rodzaju argentyńskiego czy greckiego.

Mam wrażenie że bardzo mało osób rozumie co się dzieje z gospodarką i „jak to działa”. Wystarczy zła struktura instytucjonalna by stworzyć warunki do ostrego kryzysu gospodarczego. Czasem w branży mówi się „śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu”.

Załóżmy, że dokonywano złych pomiarów danych gospodarczych. W Polsce istnieje bardzo krótka tradycja przygotowywania danych statystycznych. Indagowane przeze mnie osoby pracujące jako ekonomiści dużych banków mówiły o ledwie kilkunastu latach doświadczeń w tworzeniu statystyki w warunkach gospodarki rynkowej. Wypominały niski budżet i przeciętne dla kraju kwalifikacje kadr ekonomicznych.

Wystarczy np. popełnić proste błędy w metodologii pomiaru inflacji, by nie wyłapać substytucji lepszej jakości towarów przez tańsze zamienniki nabywane w czasach kryzysu, i zamiast wiarygodnych danych, wyprowadzić wszystkich na manowce biedy i spowolnienia.

Wystarczy użyć złych metodologii obliczania średniego wynagrodzenia, wykluczając z badania ok. 2/3 wszystkich pracobiorców, by zamiast np. średniego wynagrodzenia na poziomie 1900 PLN otrzymać ponad dwukrotnie większy wskaźnik. To się chyba zdarzyło, sądząc z danych zaczerpniętych z bazy ZUS n/t średniej podstawy składek wynoszących ok. 1937 PLN wg wyliczeń internauty [18].

Portal sfora.pl 27 lutego 2012 podał tymczasem następującą informację:
„Główny Urząd Statystyczny podał niedawno, że nasze wypłaty wzrosły rok do roku aż o 8,1 proc.i wynoszą już średnio 3666 zł. Szef NBP Marek Belka wyśmiał realność tej podwyżki – donosi hotmoney.pl. Marek Belka wyjaśnił to w rozmowie w PAP. Określił podwyżkę mianem „iluzji statystycznej”. Podwyżka związana była ze zmianą metodologii GUS (….).”

Błędy mogą być wynikiem braku kwalifikacji, jak i też mogą być zamierzone. Do zliczenia PKB można na przykład użyć także tych danych, które akurat podręcznikowa definicja tego wskaźnika z kalkulacji jednoznacznie i definitywnie wyłącza, ale liczący je polscy statystycy mogli mieć odmienną opinię od autorów podręczników do makroekonomii, których w ogóle nie muszą akurat znać lub czytać.

Czytelnik podręczników makroekonomicznych będzie co najwyżej niebotycznie zaskoczony audycją stacji TVN, gdzie zaproszeni do studia goście wywodzący sie ze środowiska ideologicznego wokół tej stacji TV zachowują się w sposób [15] dowodzący że prawa z podręczników podstaw nauk ekonomicznych cywilizacji Zachodu nie obowiązują dla polskiej statystyki, mającej dramatycznie inne metodologie.

Istnieje obfita literatura na temat „rasowania” statystyk przez całą litanię krajów. Ogólnie w polskich warunkach nie jest to specjalnie trudne, a literatura pozwala wymienić całą listę dziwnych „przypadków” z polskiego podwórka.

Ekonomiści którym udało się przewidzieć obecny kryzys, jak Max Otte, głoszą że oficjalne statystyki zbyt często upiększają rzeczywistość. Polska, jak ongiś w przypadkach Argentyny i Grecji [14], do dziś nie posiada urzędu statystycznego instytucjonalnie wydzielonego, na wzór krajów o rozwiniętym systemie instytucjonalnym, od aktualnej administracji rządowej.

Można tylko wyliczać przypadki drastycznych nieścisłości. A jest ich wiele- w polskim wydaniu mocno nie zgadzają się zarówno dane demograficzne, jak i bardzo wątpliwa jest metodologia sporządzania danych nt. PKB czy inflacji. Ongiś wystosowaliśmy apel o ostrożność wobec danych GUS i o uniezależnienie tego urzędu, wzorem innych krajów, od aktualnej administracji. Apel ten wcześniej wysunęli Tomasz Michalski i Gilles Stoltz, badając fałszerstwa w danych statystycznych.

Przytoczę kilka przykładów wątpliwych praktyk:

1.

„Bohdan Wyżnikiewicz: Według oficjalnej informacji Głównego Urzędu Statystycznego z końca lutego bieżącego roku zarejestrowanych mamy ponad 3,9 mln. Tylko że tę liczbę należy podzielić przez dwa.

Raport Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości podaje, że w 2008 roku liczba aktywnych przedsiębiorstw w Polsce wynosiła ponad 1 mln 862 tys.

Może dane w raporcie są błędne?

Próbując dociec prawdy, wspólnie z zaprzyjaźnioną kancelarią prawniczą poprosiliśmy ZUS, żeby podał nam liczbę ubezpieczonych przedsiębiorców. Oni takie dane mają, bo działająca firma musi opłacać składki.

Zakład podał nam liczbę bliską 1,8 mln. Podobne dane otrzymaliśmy od Ministerstwa Finansów, które ma dostęp do informacji, ile firm opłaca podatki. To krzyżowe sprawdzenie pokazuje, że liczba aktywnych przedsiębiorstw w Polsce to nie blisko 4 mln, ale ponad 1,8 mln. Różnica jest znacząca.” [13] [16]

 

2.

W 2011 roku Jerzy Bielewicz opublikował tekst Janusza Szewczaka „Z prasy. Fikcja goni fikcję”. „Dysproporcje w statystyce dotyczącej skali deficytu w handlu zagranicznym między danymi niemieckimi i polskimi sięgają gigantycznej kwoty od 10 – 15 mld euro. Różnice są porażające – chodzi przecież o blisko 4 proc. polskiego PKB w dół lub w górę (…) Prawdziwe cuda działy się pod koniec grudnia 2010r. w płatnościach kasowych budżetu jak i w wydatkach budżetu państwa. Z miesiąca na miesiąc GUS wprowadził poprawki o skali 10 mld zł. Czyli w grudniu 2010r. gdzieś się zapodziało skromne 10 mld zł., a już w marcu cudownie się odnalazło.” [1]

3. Dziwne wzrosty

GUS w swej najnowszej publikacji ujawnionej wczoraj pt. Rachunki regionalne brutto – rachunki regionalne w 2010 roku, – stwierdza w tabeli 10 na stronie 86 w rubryce liczbowej nr 2 (Rolnictwo, leśnictwo, łowiectwo i rybactwo), iż np. w województwie podkarpackim w 2009 roku w sektorze tym pracowało 159 tysięcy osób, zaś rok później w 2010 roku 260 tysięcy osób.” [3]

4. Znikające dane

„Swoje dane makroekonomiczne GUS opublikował 16 kwietnia br. Wskazywały one, że deficyt sektora finansów publicznych za 2011 r. różni się od oficjalnego rządowego komunikatu aż o 22 mld zł. Oznaczałoby to, że prawdziwy deficyt w ubiegłym roku wyniósł 100 mld zł, a to dawałoby nam wskaźnik w stosunku do PKB aż 6,6 proc., a nie 5,1 proc., czym chwali się minister finansów Jacek Rostowski. Byłby to poziom raczej Portugalii i Hiszpanii niż europejskich prymusów.

Po kilku dniach dane opublikowane przez GUS zniknęły z oficjalnych stron urzędu. 23 kwietnia podano już znacznie niższe dane dotyczące deficytu sektora finansów publicznych, który wyniósł po odpowiednim przeliczeniu tylko 78 mld zł, czyli zgodnie z ogłoszonym przez rząd sukcesem. GUS wytłumaczył, że to jedynie techniczna pomyłka, zmiana metody liczenia i dopasowanie się do wymogów europejskiej statystyki.” [4]

5. Dane n/t liczby pracujących

„Według oficjalnych danych GUS, w Polsce pracuje 15,9 mln Polaków. Podczas spisu powszechnego tylko 14,2 mln ludzi potwierdziło, że pracuje, także w tzw. szarej strefie – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”.’ –cytat za [5]

6. Wątpliwa metodologia

” Do obliczania sprzedaży detalicznej bierze bowiem pod uwagę jedynie sprzedaż w sklepach zatrudniających powyżej 9 osób. Sklepy mniejsze, tj. te zatrudniające do 9 osób, w ogóle nie są brane pod uwagę. GUS nie interesuje się więc sprzedażą w małych sklepach osiedlowych czy nawet w takich sieciach sklepów jak Żabka. Wskaźnik obliczany przez GUS de facto sprowadza się do badania sprzedaży w marketach.

Jakie są konsekwencje przyjęcia takiej metodologii? W sytuacji, w której realne dochody Polaków są coraz niższe, coraz więcej osób szuka oszczędności m.in. poprzez rezygnację z zakupów w małych sklepach. Ruch konsumencki przenosi się więc do dużych marketów. Wskutek tego małe sklepy odnotowują ogromny spadek sprzedaży, natomiast markety odnotowują wzrost… o 12,6%.” [11]

7. Dane n/t średniej płacy
„Na stronie sredniaplaca.pl natknąłem się na opis tego, jak dokładnie GUS manipuluje danymi. Moim zdaniem to niezły skandal: wyliczają statystyki z płac tylko 1/3 pracowników, i to tej najlepiej zarabiającej. Jest jeszcze kilka innych kruczków. Cytuję autorów (Młodych Socjalistów), choć zwykle mi z nimi nie po drodze:
Po pierwsze, podawane co miesiąc dane dotyczą tylko „sektora przedsiębiorstw” – to zaledwie 5,5 miliona pracowników [6]. Tymczasem według spisu powszechnego w Polsce pracuje 14,1miliona osob [7 (s. 19)]. Comiesięczne badanie płac nie obejmuje olbrzymiej rzeszy osób pracujących na umowy-zlecenie, umowy o dzieło oraz samozatrudniających się. GUS z premedytacją je pomija – chociaż według szacunków naukowców na umowach śmieciowych pracują miliony Polaków. Rzesza ubogich pracujących, przykryta czapką-niewidką o nazwie „uwagi metodyczne”, stała się statystycznie niewidzialna.
Po drugie, dla GUS „przeciętne wynagrodzenie” to oczywiście średnia arytmetyczna pensji zwykłych pracowników wraz z zarobkami dyrektorów banków czy prezesów spółek. 3600 złotych miesięcznie ma się nijak do płac większości z nas – tak jak i do setek tysięcy złotych, jakie wypłacają sobie za „ciężką pracę” panowie prezesi. To, ile zarabia większość z nas, dużo uczciwiej opisuje mediana albo dominanta, czyli – odpowiednio – wartość dzieląca tabelę dochodów idealnie na pół lub wysokość najczęściej uzyskiwanego wynagrodzenia. GUS prowadzi także badania dotyczące ich wysokości, ale robi to dużo rzadziej i mniej chętnie się nimi dzieli. Najczęściej uzyskiwane wynagrodzenie w Polsce wynosi bowiem 2020 zł brutto – czyli 1474 zł na rękę, o 1500 zł mniej niż „średnia krajowa” [8].
Niestety, nawet te dane są „podkolorowane”: badania mediany i dominanty są z premedytacją zaprojektowane tak, by sztucznie poprawić uzyskiwane wyniki. W statystyce pomijani są pracownicy małych (dziewięcioosobowych i mniejszych) przedsiębiorstw prywatnych, których zarobki są o wiele niższe niż u zatrudnionych w wielkich firmach [źródło (s.10)]. Arytmetyczna średnia płac w tych firmach to 1591 zł brutto, czyli ok. 1200 złotych na rękę [10] 3 miliony pracowników zarabiających po ok. 1200 złotych na rękę zostało arbitralnie usuniętych przez GUS z raportu o wysokości płac medianowych i modalnych. Po prostu – wyparowali. Gdyby doliczyć ich do pozostałych, wyniki obniżyłyby się zapewne o kolejne setki złotych. O ile dokładnie? Tego się nie dowiemy, bo GUS profilaktycznie tych danych po prostu nie zbiera.”

8. Dane demograficzne
Polscy autorzy, jak na przykład Kędelski [16] poświęcili nieco uwagi problemowi wiarygodności danych demograficznych. Wyróżnia się dwie metody ich sporządzania: de facto (spisuje się wszystkich zastanych fizycznie w momencie spisu w danym miejscu) lub de iure (spisuje się także chwilowo nieobecnych: studentów, żołnierzy, marynarzy etc.) (Holzer 1999, Bilsborrow et al. 1997, cytat za ).

(Bilsborrow et al. 1997) pisze o niedokładności rejestrów prowadzonych przez agendy rządowe. Podaje się przykład Holandii, która zrezygnowała ze spisów powszechnych i zaoszczędzone środki przeznaczyła na poprawę jakości rejestrów administracyjnych. We Francji liczbę ludność szacuje się mierząc liczby pozwoleń na pracę i kart pracy różnych typów.

” Porównanie wielkości zarejestrowanych w obu źródłach przepływów pomiędzy Polską, a Republiką Federalną Niemiec pozwoliło stwierdzić, że w niektórych latach wielkość całej stwierdzonej w Polsce emigracji była niższa, niż widniejące w niemieckich rejestrach saldo wymiany ludności pomiędzy tymi dwoma krajami (Kędelski 1990)”

W krajach Ameryki Środkowej regułą jest że banki centralne „produkują” niemal wszystkie dane statystyczne, zapełniając instytucjonalną pustkę.

 

opr. Adam Fularz 2013

[1]
http://finansebeztajemnic.nowyekran.pl/post/10615,z-prasy-fikcja-goni-fikcje

[3]
(strona 86): http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/RN_pkb_rachunki_regionalne_2010.pdf, cytowane przez
http://strategiapolska.salon24.pl/469810,kreatywna-statystyka-wg-gus

[4] „GUS zbyt kreatywny” Autor: Janusz Szewczak, Źródło: Gazeta Polska Codziennie http://niezalezna.pl/27636-gus-zbyt-kreatywny

[5] http://www.wprost.pl/ar/320905/GUS-klamie-W-Polsce-mnoza-sie-bezrobotni/

[6] http://www.stat.gov.pl/gus/5840_1786_PLK_HTML.htm

[7] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/lu_nps2011_wyniki_nsp2011_22032012.pdf

[8] http://www.stat.gov.pl/gus/5840_7257_PLK_HTML.htm

[9] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/pw_struktura_wynagr_wg_zawodow_10_2010.pdf

[10] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/pgwf_dzial_gosp_przedsie_do_9_osob_2010.pdf

[11] http://zus.pox.pl/zus/gus-manipuluje-danymi.htm

[12] http://sredniaplaca.pl/

[13] „Ile w Polsce mamy firm?” Rozmawiała Sylwia Śmigiel, on -line: http://wyborcza.biz/Firma/1,101618,9379133,Ile_w_Polsce_mamy_firm_.html#ixzz2KgVy8tiH

[14] “Do countries falsify economic data strategically? Some evidence that they do.”, Tomasz Michalski, Gilles Stoltz, HEC Paris Working Papers 930/2010
on-line: http://www.degit.ifw-kiel.de/papers/degit-xv-frankfurt-am-main-2010/c015_018.pdf

[15]
http://www.tvncnbc.pl/doliczyc-szara-strefe-do-pkb,222748.html

[16] Kędelski M. 1990, Fikcja demograficzna w Polsce i RFN, Studia Demograficzne 1/99, s.21-
55.

[17] Bilsborrow R.E., Hugo G., Oberai A.S., Zlotnik H 1997, International migration statistics.
Guidelines for improving data collection systems, International Labour Office, Geneva.

[18] Komentarz internauty”
www.zus.pl
składki przekazane do OFE

i cóż sie okazuje

średnia podstawa skladek za 2011 to 1 937,17 zł

czyli tyle oficjalnie zarabiamy brutto
bo w małych firmach jeszcze zarabia się nieoficjalnie

tutaj mogą też wchodzić umowy śmieciowe czy jakies tam drobne kwoty z niepenych etatów, co zaniża podstawę

ale te 1937,17 jest bardziej wiarygodne niż 3600
ale przecież ZUS dysponuje takimi danymi w systemie
(mają bardziej szczególowe dane niż GUS)
osoby zatrudnione na etat mają kod tytułu ubezpieczenia 011000
i co miesiąc jest przesyłana elektronicznie „paczka danych”
typu kod, wymiar etatu, podstawa

można policzyć więc srednią podsatwę składek
i opublikować
to jest w bazie KSI ZUS”

inny komentarz:

„Jak podaje „Rzeczpospolita”,polskie zarobki są jedne z najniższych w grupie krajów należących do OECD.
W 2011 r. nasze roczne średnie wynagrodzenie wyniosło 13,8 tys. dol. W zestawieniu OECD, obejmującym 29 z 34 krajów członkowskich, zajmujemy ostatnie miejsce – informuje „Rzeczpospolita”.
Zarabiamy mniej niż Węgrzy (14,2 tys.) i Estończycy (15 tys.), a z najbogatszymi trudno się nam porównywać – Szwajcarzy zarabiają niemal 7 razy więcej (93,2 tys.), a Norwegowie – 6 (81,5 tys.).

No to przeliczmy owe 13,8 tyś dolarów na złotówki.
13,8 *3,3/12 = 3795 zł

Z tego wniosek, że podając dane OECD oparł się na danych GUS (przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw). Tymczasem średnie wynagrodzenie brutto Kowalskiego, to nieco ponad 2000 zł.

Rzeczpospolita podaje dalej, że zestawieniu brakuje takich krajów OECD, jak np. Meksyk i Turcja, gdzie zarabia się mniej niż w Polsce.

Warto w tym miejscu podać minimalną pensję w Polsce i Turcji w lipcu 2010 (za Wikipedią):
Polska – 318 euro (1317 zł),
Turcja – 392 euro (1626 zł).”

 

By