organizacja uczelni » polskie doświadczenia

Koszty transakcji przy zakładaniu organizacji rujnują życie naukowe

Ekonomista obserwujący polską rzeczywistość próbuje dotrzeć do sedna problemów, i czerpie w tym zadaniu z najnowszych trendów intelektualnych w swojej nauce. Ekonomia się zmienia: dogmat o niewidzialnej ręce rynku, o homo oeconomicus został przyćmiony postępami w sektorze ekonomiki informacji. Otóż ludzie, nawet jeśli są racjonalni, to tylko na zbiorze informacji jaki posiadają. Zaś rynek informacji jest wyjątkowo wypaczony, występuje na nim szereg zawodności rynku. Afera Enronu, firmy- wydmuszki sprzedającej na zewnątrz wizerunek sukcesu i fałszującej swoje dane finansowe, może być tylko czubkiem góry lodowej.

Oprócz ekonomiki informacji na znaczeniu zyskała także nowa ekonomia instytucjonalna. Otóż życie społeczne, polityczne, gospodarcze toczy się wokół instytucji. Efekt końcowy działania rynku zależy od jego struktury, od funkcjonowania poszczególnych instytucji tworzących ramy struktur tego rynku.
W Polsce instytucje mają często całkowicie potiomkinowski charakter, są zresztą nader nieliczne. Niektóre zanikają, jak klasyczna prasa drukowana (z tego co dowiedziałem się wczoraj nieoficjalnie od szefowej jednej z firm tego sektora, problemem dla wydawców prasy drukowanej jest obecnie uchronienie mediów drukowanych od całkowitego zaniku).

W Polsce niebywałe znaczenie odnoszą instytucje nieformalne. Największa bodaj organizacja młodzieżowa kraju, sądząc z pozycji w sieci społecznościowej, jest luźnym związkiem jednostek, popularne nowe media- nie mają żadnej formy organizacyjnej. Związki wyznaniowe mogą w Polsce działać i istnieć mimo braku formy prawnej. Ba, podobnie jest z mniejszymi partiami czy ruchami politycznymi młodych pokoleń- nie są one w stanie nawet zarejestrować się w związku z całą masą ograniczeń i obostrzeń biurokratycznych. Socjolodzy młodego pokolenia zauważają że szczególnie w tymże młodym pokoleniu całkowicie dominują instytucje nieformalne. Zaś społeczeństwo obywatelskie w młodym pokoleniu praktycznie nie istnieje.

Przyczyny tego stanu rzeczy należy wyjaśnić kolejną teorią- teorią kosztów transakcyjnych. Otóż koszty uzyskania statusu prawnego takich organizacji są w Polsce zaporowo wysokie, a know-how potrzebny w tym celu jest właściwy jedynie adeptom prawa. Gdy wraz z przyjacielem próbowałem założyć stowarzyszenie skupiające osoby uprawiające sporty ekstremalne w Zielonej Górze, nawet założenie stow. zwykłego wymagało wielu godzin przygotowania do opracowania statutu, czy wymaganych uchwał. Owo stowarzyszenie zwykłe zresztą nie dawało możliwości obrotu środkami finansowymi, nie będąc rejestrowane w KRS. Służyć miało jedynie reprezentowaniu nas kilku w sporze z miejscowymi władzami, które rozebrały nielegalny leśny bikepark. Nakład pracy był niewspółmierny do rezultatów, nie dając wielkich szans powodzenia w sporze z władzami.

Próbowaliśmy także jako grupa capoeiry powołać inne stowarzyszenia. W jednym przypadku cudzoziemiec je tworzący z uwagi na rasistowskie, nacjonalistyczne przepisy nie mógł być we władzach tego stowarzyszenia, nie miał żadnych praw publicznych w Polsce. Zarejestrował je więc na swoją partnerkę, z którą się zresztą rozstał, oraz na ucznia capoeiry, który wycofał się później z zajęć. Czarnoskóry imigrant stracił więc stowarzyszenie. Zresztą dokumenty rejestrowe jeden raz zaginęły przy próbie uzyskania NIP czy Regon. Cały proces trwał około pół roku. W drugim przypadku, próbując zarejestrować stowarzyszenie także o charakterze sportowo-kulturalnym we wniosku wpisaliśmy np. „Warszawa”, zamiast, „Miasto Stołeczne Warszawa”. Sam proces rejestracji trwa już ponad pół roku, jest tak skomplikowany że szef stowarzyszenia, mający stopień doktora (choć nie nauk prawnych), szuka pomocy prawnej w celu poprawy błędów w statucie.

Koszty transakcji- rejestracji stowarzyszenia i związanych z tym prac prawnych, czasu poświęconego na przygotowanie się merytoryczne do stworzenia takich dokumentów, idą w tysiące PLN. Mimo że sam działam w wielu nieformalnych organizacjach, jak na razie z powodu kosztów transakcji żadnej z nich nie opłaca się przekształcać w formę prawną. W wielu przypadkach brak jest wymaganego minimum 15 osób, w innych przypadkach ewentualne korzyści są mniejsze niż koszty transakcyjne, koszty czasu poświęconego na rejestrację, na wnioskowanie o ewentualne dotacje czy granty.

Nawet młodzi ekonomiści w Polsce działają w organizacjach nieformalnych. Formalizacja często nie ma sensu ekonomicznego- ewentualne granty są niepewne, sami zainteresowani żyją dziś w Polsce, jutro mogą zaś wpaść na pomysł przeprowadzki do Londynu czy Berlina. Młode pokolenie w dużo większym stopniu żyje na walizkach- sondaże pokazują olbrzymią popularność idei emigracji do Europy Zachodniej wśród młodych pokoleń. Być może to poczucie całkowitej tymczasowości zniechęca także do ponoszenia kosztów transakcyjnych. Elity młodego pokolenia generalnie nie mają w Polsce swoich formalnych instytucji.
Ich rolę przejęły nieformalne inicjatywy, kluby zakładane przez artystów w budynkach przeznaczonych do rozbiórki, salony dyskusji w sieci Internet. Istnieją jedynie nader nieliczne media papierowe, takie jak czasopismo „Vice”, jedyne bodaj w Polsce czasopismo pisane nowoczesnymi szkołami dziennikarstwa (np. w stylu gonzo- żurnalizmu). Jest to bodaj jedyne medium umożliwiające młodzieży kontakt z kulturą młodej bohemy zachodnioeuropejskiej.

By