demokracja » ordynacja wyborcza

O polskiej niedemokracji

Krótko, kilka refleksji na gorąco po wyborach parlamentarnych w 2007 roku, i to nieoficjalnie, kuluarowo:

-nagle okazalo sie ze tylko 7 partii wystawilo listy w calym kraju. Caly „plankton” wypadl gdzies, przestal jakby bawic sie w polityke. Demokracja stala sie niedostepna dla nowych partii, w wyborach startuja tylko te stare. Tak malo ugrupowan nie bylo chyba jeszcze nigdy w zadnych wyborach. Stracili zludzenia?

-ogolnie nie udalo sie zarejestrowac nam nikogo w wyborach do senatu w kilku duzych miastach, poza katowicami. Do Sejmu samodzielnej listy nawet nie bylo sensu wystawiac, zero szans nawet na zebranie podpisow w calym kraju.

-smutne, ale w innych krajach partie powyzej bodaj 5 tysiecy glosow od wyborcow juz dostaja jakies dofinansowanie z budzetu (casus np. RFN) – chociazby na ulotki czy biuro. U nas takie partie nie dostaja nic. Polityka stala sie domena starych wyjadaczy, nowi niemal nie maja szans wejsc na taki rynek przy takim ukladzie.

-prosze zrozumiec, ze kazdy z czegos zyje. Prowadzenie partii to jest czas, wyjazdy, czas ktory trzeba znalezc. Mozna to robic wolontariacko i niejako dzentelmen moze sobie na to pozwolic, ale kiedys przychodzi chwila prawdy, ze w zasadzie jaki jest tego sens skoro nie widac zadnych szans na chocby skromny i marginalny udzial w zyciu politycznym. Ja zaliczam sie raczej do zamoznych osob, ale wiekszosc osob z mojej partii nie ma wiele czasu do dyspozycji, ma tez ograniczenia finansowe.

-Krotko mowiac- albo kasa z budzetu poplynie takze do mniejszych partii, oczywiscie odpowiednio mniejsza, albo w polskim zyciu politycznym bedzie kilku graczy i nikt inny, bo przeciez jestesmy realistami i znamy nasze sily i szanse. Ja az tak zadny wladzy nie jestem, nie bede za swoje prywatne pieniadze wydawal ulotek albo gazetki papierowej dla mieszkancow mojego miasta, a w wielu miastach to jedyna szansa dotarcia do wyborcow i potencjalnych czlonkow- upolitycznione media nie przepuszcza. Nie bede tez „piracko” rozlepial swoich plakatow na przystankach- a aby je rozkleic legalnie, trzeba nawet sporych pieniedzy.

-Jakby byla to demokracja „starego typu” w sensie takim ze wychodze na agore mojego miasta i namawiam do glosowania na mnie to zero problemu, kasa zbyteczna. W swiecie gdy role agory przejely media, trzeba miec pieniadze na przygotowanie wlasnie takich mediow, chociazby na publikacje wlasnych argumentow i na rozdanie, rozeslanie ich wyborcom. A nawet na to nie ma srodkow. Jednym slowem, malo partii startuje, bo to kosztuje, i to bardzo wiele. Z malych weszla bodaj jedynie PPP.

-chca Panstwo takiej „demokracji” jak teraz, czyli oligokracji przemieszanej z plutokracją, to prosze olac ten list i go skasowac. Wiecej przypominac sie i narzucac nie bede. Ogolnie smutna sprawa, ten tekst prosze traktowac jako moje podsumowanie doswiadczen z polityka w Polsce. W Polsce nawet nie mialem szansy sie szerzej wypowiedziec przy okazji wyborow- to kosztuje, moze jestem skapy ale jakos mi szkoda pieniedzy, nie mowie ze ich kompletnie nie mam, ale przeciez kampania typowego bylego posla w moim regionie, np. p. Asta z PiS, to wydatek ok. 100 tys. PLN. Takich pieniedzy to jednak nie mam!

Prosze Panstwa- badzmy realistami- jesliby to Panstwo kandydowali, ile wydaliby na kampanie? To nie jest normalne, w innych krajach takich dysproporcji nie ma, do wyborców ma szanse dotrzec kazdy, w wielu krajach kazdy kandydat ma prawo do bezplatnego rozeslania swojego programu etc.

By